"Ostatni nieznany ląd"

obecna wystawa

Zapowiedź wystawy

Wystawa archiwalna

Kamil Moskowczenko
Kurator
zy
Paweł Bień
czas trwania
19
12
October
November
2023
wernisaż
19
October
19:00

Wydarzenie towarzyszące: 20 października o godz. 19.00 rozmowa kuratora z artystą

Paweł Bień

Poruszenia i zmiany

Pamięć była uważana za matkę wszystkich Muz. […]
Przekonałem się, że tak jest rzeczywiście i że doskonałość
wzywa, kusi, niedosięgalna, a jest nią zapamiętany szczegół.
Czesław Miłosz

Jeśli przyjmiemy, że pamięć jest rzeczywiście mater musarum, to muzą Kamila Moskowczenki jest przypominanie, czyli – cytując tytuł jednej z prac artysty - poruszenie i zmiana.

Już półtora wieku temu Michał Arct, pisząc słownik polszczyzny, stał na stanowisku, że przypomnienie należy rozumieć jako przywiedzenie na pamięć, zwrócenie uwagi lub wspomnienie; i tę znaczeniową potrójność słowniki konsekwentnie podtrzymują do dziś.

Jest więc „przypominanie” ujmowane jako wywoływane z pamięci dawne wydarzenia czy poruszenia; istnieje druga część definicji mówiąca o „przypominaniu” jako zwracaniu uwagi, podkreśleniu czegoś istotnego, jak chociażby zmiany, i wreszcie trzecia – odnosząca „przypominanie” do porównania, określenia podobieństwa względem kogoś lub czegoś. Patrząc na obrazy Kamila Moskowczenki stajemy przed malarską realizacją wszystkich trzech słownikowych możliwości znaczeń, a zatem - absolutną znaczeniową pełnią „przypominania”, czyli poruszenia i zmiany.

Wywoływanie z pamięci

Rachel Joice miała chyba rację, kwitując: Tak już jest ze wspomnieniami, że […] nie zgadzają się z naszym doświadczeniem. Jak wiadomo, wspomnienie nie stanowi nigdy dokładnego odwzorowania faktu z przeszłości. Ma naturę przetworzenia podległego indywidualnej wrażliwości i miriadom innych, mniej lub bardziej tajemnych czynników. Niegdysiejsze poruszenie podlega nieustannej zmianie, co oznacza, że przeszłość tworzona jest na bieżąco, za każdym razem na nowo.

U zarania abstrakcji Kamila Moskowczenki leży patrzenie. Artysta wychodzi od zapamiętanego szczegółu, przy czym z równą biegłością szafuje pamięcią własną i zapośredniczoną przez dawną ikonografię. Następnie, istniejący w świadomości detal staje się budulcem kompletnych, autonomicznych światów.

Gdyby malarstwo dało się sprowadzić do pojęciowych równań z jedną niewiadomą, cały dylemat można by rozwikłać szkolną definicją: abstrakcja nie przedstawia żadnych elementów świata rzeczywistego. Na szczęście sztuki nieprzedstawiającej od rzeczywistości nie dzieli niedająca się forsować linia demarkacyjna. Oba zbiory malarskich faktów zachodzą na siebie, a w przestrzeni wspólnej dzieją się – jak to często bywa – rzeczy najciekawsze.

Komentatorzy widzieli w obrazach Moskowczenki „granice naukowego poznania, moment przemiany i utrwalania, wyrażane abstrakcją malarską w jej specyficznym języku metafor”, dla mnie malarstwo wrocławskiego artysty zaczyna się tuż za ściśle rozumianą naukowością. Wychodzi od wizualnego faktu i drogą subiektywnej pracy dochodzi do obrazowej interpretacji. Obraz staje się faktem i dalej to my, drogą równie subiektywnej analizy, dociekać możemy sensów abstrakcyjnych światów.

Co więcej - wspaniały paradoks malarstwa Moskowczenki polega na tym, że jest ono konsekwentnie nieprzedstawiające, choć w istocie przedstawia proces zdumiewająco realny – głęboką zmianę niegdysiejszego poruszenia. Abstrakcyjny obraz wydaje się więc finałem osobistego procesu, u progu którego stoi własne przeżycie, a którego proteuszową naturą jest przemiana.

Odnoszenie, podobieństwa

Nie da się uniknąć odniesień i tropienia podobieństw. Abstrakcje Moskowczenki prowokują skojarzenia z realnością, podjudzają, nęcą, zwodzą i kuszą, ale w swojej przebiegłości momentalnie zacierają ślady, mylą tropy i ostatecznie przyznać trzeba, że jest to abstrakcja aluzyjna posiadająca tę wspaniałą zdolność strącania nas z poczucia pewności.

Formy czerpane z geologicznej ikonosfery, serwowane w odbiciach, kierują nas ku platońskiej jaskini, ze wszystkimi interpretacyjnymi konsekwencjami tej asocjacji. Władysław Tatarkiewicz podsumował poglądy ateńczyka twierdzeniem: „nie ma dwóch rodzajów bytu, lecz jest tylko jeden, mianowicie idee. Przyjęcie nowego rodzaju bytu pociągnęło za sobą odwrócenie poglądu na byt, na realność: bo zwykły pogląd widzi realność jedynie w rzeczach, Platon zaś, wziąwszy za miarę realność idei, nie znalazł jej w rzeczach. Wydały mu się jedynie zjawiskami, nie bytem; tylko byt idealny wydał mu się naprawdę realny”. Realna jest więc idea przypominania, i w tym sensie Moskowczenko jest realistą.

Platońska jaskinia to także opowieść o świetle, a ono wydaje mi się jednym z najistotniejszych komponentów malarskich uniwersów Moskowczenki. Czasem jest w tych abstrakcjach wizyjne światło (to, przyznam, cenię najbardziej), którego źródło wymyka się logice racjonalnej obserwacji, innym razem rozporoszone łuny unoszą się nad fragmentami obrazu, to znów mglista poświata towarzyszy bogatej malarskiej akcji. O ile więc punktem wyjścia jest przetworzony fragment natury, o tyle punkt dojścia – za sprawą malarskiego operowania światłem – znów przywraca te obrazy naturze.

Zdarza się w tym obrazom głęboka przestrzeń, rodem niemal z dawnych pejzażystów, kulisowo odsłaniających arpeggia kolejnych planów, czasem obraz wydaje się przysłonięty kurtynową kompozycją pozostającą blisko przy licu obrazu, bez budowania iluzorycznej głębi, a może – zapisującej starannie obliczony efekt przestrzeni w pamięci. Większość napięć w nowszych obrazach artysty rozgrywa się między bliskim a dalekim lub wewnętrznym a zewnętrznym.

Jest wreszcie i czas, choć ten w obrazach Moskowczenki krąży zawiłym duktem, mniej więcej takim jak ślad gestu malarza. Opowieść wraca do początku tuż przed tym, jak zdąży wyjawił puentę.

Podkreślanie

Od Kamila Moskowczenki usłyszałem zastrzeżenie „mogę relacjonować swoje intencje, ale nie obrazy”, i sprawiło mi ono wielką przyjemność.

Obrazy Moskowczenki – podobnie jak ich Autor - dalekie są od retorycznej przesady, nie mają w sobie nachalności agitatorskiego zacięcia, które bynajmniej nie opuściło sztuki wraz z końcem XX stulecia. Przypominanie rozumiane jako podkreślanie czegoś istotnego musi więc być wynikiem nie rozumowej kalkulacji, a intuicji i wielkiej malarskiej kultury autora. Jak twierdził prof. Wiesław Juszczak sztuka, chociaż należy do najbardziej wysublimowanych działań, jest zakorzeniona w naturalnie instynktownej sferze. I to zakorzenienie doskonale prezentują, choć – jak pokazuje historia sztuki – instynkt często jest efektem solidnie wypracowanego warsztatu. Tak rzecz ma się i tym razem.

Podkreślenie to wydobycie istotności z większej opowieści, a obrazy te mają sporo do powiedzenia. Opowieść prowadzoną ze swadą szerokiego duktu pędzla zostawiającego wyraźny ślad, zmieniający kierunki, tempa i rytmy. Cały czas czegoś szukają, są czujne i dociekliwe.

Ostatni nieznany ląd

Malarskie dialogi z trzema znaczeniami przypominania znalazły miejsce w trzech salach warszawskiej galerii Aspekty.

Pierwsze pomieszczenie poświęciliśmy obrazom abstrakcyjnym, w których tlą się reminiscencje cyklu „Relikty dolnośląskie”. W malowanych kilka lat temu „Reliktach…”

Moskowczenko zacierał granicę między malarstwem a tkaniną, organizując przestrzeń obrazu w nawiązaniu do form historycznych szat liturgicznych. I choć były one głównymi malarskimi dramatis personae, to znaczeniowo ustępowały miejsca opowieści o stopniowej degradacji. Malarstwo przypominało (podkreślało) o niszczeniu materii, jednocześnie przypominając (dobywając z pamięci) dawne formy ornatów, zaś tczące tkaninę grzyby przypominały (podobieństwo) abstrakcyjne formy nanizane na niewidzialne osi. Sam artysta komentował: Grzyby są […] przyczyną rozpadu szat liturgicznych w niemal opuszczonym kościele w Lesicy, one stały się pretekstem do namalowania obrazów Relikty dolnośląskie, w których przestrzeń pojęć i przedmiotów sakralnych jest degradowana siłą zapomnienia. W prezentowanych w galerii Aspekty obrazach przestrzeń pojęć i przedmiotów jest reorganizowana siłą przypominania.

Niegdyś pierwszoplanowa forma ornatu, jak zacierające się wspomnienie, ulega rozmyciu, ustępując swobodnej grze wielokierunkowych napięć i – zgodnie z naturą zapominania – blednie wśród nowych, jaskrawszych bodźców.

Zgromadzone w drugiej sali prace pokazują kolejne stadium przemiany malarskiego języka Kamila Moskowczenki. Już nie kultura reprezentowana przez ornaty, a zapośredniczona przez kulturę natura stają się poruszeniem wprawiającym w ruch proces przypominania. Tym razem przypominanie staje się dialogiem między tym co rzeczywiste a rzeczywistością abstrakcji.

Artysta wychodzi od spiczastych form gór utrwalanych na dawnych pocztówkach, od kadrów stereotypowych i skrojonych pod gust publiki z epoki słownika Arcta. Rezultatami są spektakularnie „malarskie” obrazy, co najmniej tak samo doskonale zestrojone barwnie, jakśmiałe w rysunku. Z rozmachem operujące iluzją bezkresnych przestrzeni, co strzegące dalszych planów za kurtynową akcją. Przesycone niemal mistycznym światłem, po platońsku przypominającym, że „rzeczy się stają, a idee są”.

Najnowszy cykl artysty eksponujemy w trzecie sali. Moskowczenko, przechodząc od wielkich panoram do optyki mikroskopowej, bada relację między dwoma pierwiastkami. Przypominanie jest tu skierowaniem uwagi na poczynania średniowiecznych alchemików marzących o uzyskaniu złota z rtęci i siarki.

Wiele środków artystycznego repertuaru znamy już z poprzednich cyklów, tym razem malarska akcja zostaje transponowana w zupełnie inną skalę. Zamiast sugestii głębi pojawia się z graficzną jednolitością kładziona żółcień, na której bujne życie prowadzą czarne smugi.

Jest całkiem zabawnym dziełem przypadku, że do lat 40. XIX wieku rtęcią posługiwano się przy tworzeniu zwierciadeł. Mając w pamięci poprzednie obrazy Moskowczenki, nawet dwubarwne wariacje na temat relacji między alchemicznymi ingrediencjami wydają się lustrem, które zamiast – na pohybel Standhalowi - przechadzać się po gościńcu, wędruje po wnętrzu jaskini.

W unaukowionym świecie szkiełka i oka, malarstwo staje się szkiełkiem oglądającym oko od wewnątrz. Obrazy Moskowczenki są próbą eksploracji rzeczywistości wewnętrznej i abstrakcyjnej - raz jeszcze posługując się językiem Czesława Miłosza – realnej dlatego, że wyobrażonej. I być może to ostatni nieznany ląd, który nam pozostał.

Projekt współfinansowany z budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego

Powiązana Aktualność

Fotorelacja z wernisażu "Ostatni nieznany ląd"

szczegóły

Powiązana Aktualność

Serdecznie zapraszamy na wernisaż wystawy malarstwa Kamila Moskowczenko w czwartek 19 października o godz. 19:00!

szczegóły